A moje sloty erpegowe...
Odsłony: 369Proszę bardzo, zostałem natchniony przez fajersztorma by zrobić rachunek sumienia. Mowa o tej notce.
Normalnie bym napisał w komciach, ale ma zablokowane. A szkoda, bo temat ciekawy i w ramach ekshibicjonizmu internetowego chętnie podzielę się swoimi slotami. U mnie jest bardzo podobnie - też mam swoje opoki i ostoje, które mi wystarczają i wypełniają sloty. Choć ja bym chyba użył określenia "nisze". Więc w moich niszach panuje swoista ekologia wprost z Księgi Dżungli - przeżywa najsilniejszy i najlepiej dostosowany. Oczywiście w moim prywatnym rankingu.
Zauważyłem, że tak naprawdę nie potrzebuję 10 systemów do prowadzenia w realiach fantasy. Wystarczy mi jeden, który bardzo lubię. Taki który dobrze znam, którego świat mnie fascynuje, daje ogromne możliwości i po porstu w którym chcę prowadzić. W moim slocie fantasy znajduje się Warhammer. Cechą slotów jest fakt, że mieści się tam tylko jeden system. Oczywiście nie oznacza to, że będzie on tam wiecznie gdyż, gdy tylko pojawi się godny zastępca nastąpi zamiana. Nowemu systemowi o wiele trudniej będzie zastąpić stary niż wypełnić niezapełniony slot. Oznacza to jedną rzecz: nowy system musi być KOLOSALNIE lepszy.
Stary system to system sprawdzony i wypróbowany, który znają też gracze.
Stary system to gra, z którą mam związane mnóstwo fajnych wspomnień.
Stary system to świat i mechanika, które znam i lubię.
Wnioski są oczywiste: nowy system nie może być równie dobry, co stary (nawet nie wspomnę, że może być w jakiś stopniu gorszy).Nowy system nie może być trochę lepszy on musi być dwa razy tak dobry. Na ogol nie chce mi się marnować czasu na naukę mechaniki albo świata systemu, który jest równie dobry. Wolę przeznaczyć go na rozwijanie świata, który znam.
Podobnie jaku fajersztorma, moją niszę fantasy zajmuje Warhammer Pierdycja. Uzasadnienia pewnie nie są potrzebne, to w końcu Warhammer, ale mimo wszystko napiszę. Przede wszystkim, przez te wszystkie lata grania Stary Świat służył nam za tak szeroką tacę, obsługującą tyle różnych stolików, że nie wyobrażam sobie czegoś równie rozbudowanego, co chciałoby mi się pochłaniać dzisiaj. W młotka graliśmy w pirackie przygody, dworskie przygody, wiedźmińskie przygody, orientalne przygody, westernowe przygody, detektywistyczne, szpiegowskie, dyplomatyczne, wojenne... no była tego masa. Graliśmy w nim w konwencji horroru, na wesoło, na poważnie, epicko, rynsztokowo, graliśmy w świecie Warhammera na poziomie jednostek i na poziomie całych prowincji. Graliśmy "realistycznie" i graliśmy fantastycznie. Odgrywaliśmy bohaterów codziennych LeGeoffa czy Geremka, ale byliśmy też Boewulfami i Dratewkami. Kowboje vs Kosmici, pamiętacie ten gniot? Mieliśmy to dekadę wcześniej. Braterstwo Wilków? Vidocq? Nieustraszeni Bracia Grimm? Apocalypto? 1492 Conquest of Paradise? Świetna inspiracja, było na naszych sesjach Warhammera.
Do niszy w której rządził Warhammer próbowało się zakraść wiele pomniejszych stworków - jakieś Pendragony, jakieś AD&D 2 ed, Kryształy Czasu, te w miarę rozsądne, MiMowskie. Był i romans z GURPSowym Conanem, był i Wiedźmin Gra Wyobraźni. Wiedźmin na chwilę szalał na terytorium Warhammera, ale nie WGW, tylko nasza własna wizja na podstawie książek, i z autorską mechaniką kolegi. Ale Warhammer w końcu wrócił, machnął łapą i zarąbał. Wolsunga też zaciukał, bo rewolucje przemysłowe mogliśmy sobie spokojnie robić w Nuln. Earthdowna przeżuł i połknął bez beknięcia nawet.
Niszę Hard SF/Procedural/Military mam opanowaną przez Cyberpunka 2020. Wpadają w to wszystkie przygody "near future", policyjne, wojskowe, a nawet postapokalipsa w stylu Mad Maxa. Świetnie sprawdzają się tu thrillery, czy to polityczne, czy cover-upowe, czy nawet prawnicze, jakby się ktoś uparł. Die Hard, Raport Pelikana, Firma, X-Files, Drużyna A, Ghost in te Shell, Robocop, Blade Runner, Odyseja Kosmiczna, Black Rain, Starsky & Hutch czy to tylko przykłady stylistyk w jakich graliśmy. Matrix, Predator i Mad Max też były. Kumpel rozszerza Cyberpunka na Noir, a więc i Casablankę można wsadzić do CP2020.
CP2020 ma jednak groźnego konkurenta w swojej (mojej) niszy. Jest lepszy, ładniejszy, ciekawszy... ale mało kto go zna, i mało komu chciałoby się w niego grać. Ma też trochę bardziej ograniczony setting. Mowa o Blue Planet. Niestety ten piękny, wyspecjaizowany drapieżnik w pojedynkę nie da rady liczniejszym i bardziej wszechstronnym cyberpunkom. Nawet Neuroshima, swego czasu całkiem prężna, nie wyparła CP2020 z terytoriów postapo. bo co takiego jest w Neuroshimie czego nie można zrobić w CP2020? W Teminatora przecież graliśmy, nawet z maszyną czasu. Pojawił się też Interface Zero, ale po przeczytaniu wylądował na półce gdzie stoi do dzisiaj. Robotica? hehe, kurzy się.
Space Opera - tutaj pewnie byłby to Traveller, gdybym miał z nim styczność, ale na razie z systemów "z rynku" prym prowadzą WEGowskie Gwiezdne Wojny. Ale tak naprawdę dla mnie królową Space Opery jest autorska NOVA 2230. Żadne tam Gasnące Słońca, czy nawet Mechawojownik, do którego mam ogromny sentyment ze względu na Battletecha. GURPS Space miał przez chwilę szansę, podobnie autorska Firefly na SWEXie, ale GURPS w tamtych czasach to był trudny towar do zdobycia, a Firefly jedna lepiej się ogląda niż się w nią gra. Dark Heresy mnie nie przekonał - świat WH40k jest fajny do bitewniaka i dla obrazków, ale ciężko mi go wyczuć w RPG- zbyt dekoracyjny.
Horror, steampunk historycyzm i śledztwa zostały objęte raz i na zawsze przez Wielkiego Przedwiecznego - Zew Cthulhu. Tutaj po prostu nie ma i nigdy nie było konkurencji. Strasznie tylko żałuję że mam obecnie wersję 5.5 a nie 5.0 (popłynęła w powodzi w '97), bo za każdym razem gdy widzę tamtą okładkę zapala mi się lampka - "prowadzić". ZC działa też świetnie jako setting steampunkowy, a zdarzyło się nie raz i nie dwa grać na nim w westerny, przygody II wojenne i gangsterskie, czy rzecz jasna X Files. Dobrze też grało się w przygody katastroficzne. Kumpel prowadził swojej drużynie kampanię opartą na serialu Lost.
Przez pewien czas myślałem że Deadlands: Reloaded odciążą trochę ZC w stronę trochę bardziej wyczynowej zabawy steampunkiem i westernem, ale jakoś tak nie chwyciło.
Supernatural - tutaj mam przykład zdeklasowania pierwotnego okupanta przez Nowe. Dla mnie najważniejszym w kategorii był zawsze Wampir: Maskarada i w drugiej kolejności rozszerzony Świat Mroku (czyli Wilkołak: Apokalipsa i Mag: Wstąpienie), ale pewnego dnia natknąłem się na Kult, który zmiażdżył możliwościami i głębią settingu cały Świat Mroku. Może też dorosłem trochę i czarne płaszcze przestały mnie kręcić :) W każdym razie d pierwszych nieśmiałych prób w stylu Armii Boga (czyli taki Wampir tylko gramy Aniołami) szliśmy w coraz bardziej psychodeliczne klimaty i to nie jakoś szczególnie świadomie. Odstawienie to była całkiem dobra decyzja. Przyznam że do dziś Kult mnie trochę niepokoi, i jeśli kiedyś wrócę to pewnie na tym prostym, "aniołkowym" poziomie. Inna sprawa, że po Kulcie wszelkie gry typu Armie Apokalipsy czy nawet Świat Mroku są płytkie, płaskie i wesołe jak Ponyville, więc i zabawa w nich by tak dla mnie teraz wyglądała. Rzucanie samochodami i pojedynki na latarnie jednak szybko się znudzą.
Weird - i tu by pasowała Dark Heresy, Numenera, niedawne Degenesis czy Klanarchia. Ale w tego typu RPG (wizualnie dominujące, odległe od znanych i uniwersalnych klisz) raczej nigdy nie miałem ochoty grać. Więc u mnie ta nisza jest wciąż nieobsadzona.
I tak myślę, że poza tymi kilkoma grami nie potrzebuję nic więcej, choćby nie wiem jak zasypywałby mnie rynek nowymi propozycjami. One po prostu nie wnoszą nic nowego. To znaczy wnoszą nowe w negatywnym tego słowa znaczeniu - nowe coś co trzeba przeczytać, zapoznać się, oswoić by móc zrozumieć i zobaczyć świat gry. To nowe to zresztą tylko niewielkie fragmenty tego, co sami zbudowaliśmy przez lata grając w swoje Alfy. Fragmenty pocięte jeszcze dodatkowo specjalnie zgodnie z filozofią płatnych DLC w najnowszych systemach.
A u was ja to jest?